Jak sąd może zaklasyfikować umowę IT opartą na projektowaniu waterfall’owym i co z tego wynika?

  1. Przebieg projektu wdrożeniowego i istota porażki firmy IT oraz stanowiska prawne stron

W wyroku z 29 listopada 2006 r. sygn. akt II CSK 267/06 Sąd Najwyższy musiał dokonać prawnej kwalifikacji konkretnej umowy IT opartej na projektowaniu waterfall’owym i wyciągnąć z tej klasyfikacji skutki prawne. Dla firmy IT były one negatywnym i kosztownym zaskoczeniem. Warto zatem zastanowić się, na czym ono polegało i czy można go było uniknąć.

Strony zawarły umowę, na podstawie której firma IT zobowiązała się przekazać klientowi oprogramowanie DRM producenta (którym sama nie była) częściowo dostosowując je do potrzeb klienta, przekazać prawa autorskie i przeszkolić pracowników klienta. Klient miał uiścić firmie IT 25 % umówionego wynagrodzenia po wykonaniu analizy przedwdrożeniowej i projektu funkcjonalnego, kolejne 25 % po wdrożeniu systemu, 15 % wynagrodzenia po przeprowadzeniu szkoleń, a pozostałe 35 % należności po uruchomieniu eksploatacji równoległej. Klient miał ponadto zapłacić 30 % ceny licencji w terminie 7 dni od podpisania umowy, a pozostałe 70 % tej ceny po protokolarnym odbiorze oprogramowania.

Firma IT wykonała zadania przewidziane w pierwszym etapie realizacji umowy (przygotowała projekt funkcjonalny i przeprowadziła jego analizę przedwdrożeniową). Dostarczyła też klientowi oprogramowanie wraz z projektem funkcjonalnego wdrożenia systemu w zakresie finansowo-księgowym. Za licencję na użytkowanie oprogramowania wystawiła fakturę na kwotę 164.159,26 zł, zaś za wykonane prace wdrożeniowe fakturę na sumę 43.002,76 zł.

Klient uiścił jedynie część należności z pierwszej faktury (kwotę 101.756,11 zł). W pozostałym zakresie umowa nie została wykonana. Firma IT nie zdołała dostosować oprogramowania do potrzeb klienta. W tej sytuacji klient odstąpił od umowy. Firma IT mimo to żądała zapłaty za dostarczoną część oprogramowania wraz z licencją opierając się na założeniu, że do zawartej umowy stosuje się przepisy regulujące różne umowy nazwane, a w efekcie odstąpienie miało skutek tylko wobec tej sfery, w której zastosowanie znajdowały przepisy regulujące umowę o dzieło. Innego zdania był klient, który uważał, że zawarł jednolitą umowę, a oczekiwany przez niego skutek nie został osiągnięty, a zatem odstąpił od całości relacji umownej.

Ten stan faktyczny stał się zarzewiem sporu sądowego rozstrzygniętego wyrokiem SN z 29 listopada 2006 r. sygn. akt II CSK 267/06.

2.Na czym polegał problem firmy IT i czy dało się go uniknąć?

Sam problem klasyfikowania umowy polega na subsumcji, tj. „podciągnięciu” umowy pod określony zespół norm prawnych. W bardzo wielu przypadkach życia codziennego, ale też i obrotu gospodarczego, mamy do czynienia z regulacją prawną danej umowy w prawie państwowym. Oczywistym przykładem jest sprzedaż, innym najem, natomiast do trudniej „uchwytnych” należą często mylone umowa o dzieło i umowa o świadczenie usług. Dla firm informatycznych szczególne znaczenie mają regulacje umów o przeniesienie autorskich praw majątkowych i umowy licencyjnej w prawie autorskim.

Nawet, jeśli prawo państwowe nie reguluje konkretnego typu umowy szczegółowo, to zawsze możemy w nim odnaleźć regulację ogólną, która będzie miała zastosowanie do każdej umowy.

Umowy, które mają regulację w prawie państwowym są tzw. umowami nazwanymi w przeciwieństwie do umów, które jej nie mają, które są tzw. umowami nienazwanymi. Sporne jest istnienie trzeciej kategorii, tj. różnie definiowanych umów mieszanych, które w pewnym sensie byłyby kategorią pośrednią między umowami nazwanymi a umowami nienazwanymi.

Kiedy firma informatyczna zawiera w obrocie gospodarczym konkretną umowę, powinien zostać w niej rozwiązany zasadniczy problem jej potencjalnej kwalifikacji prawnej, tj. jej „podciągnięcia” pod umowę uregulowaną w prawie państwowym.

Ten problem ma dla firmy IT fundamentalne znaczenie, ponieważ zupełnie inne są jej obowiązki, jeśli obok ich uregulowania w dokumencie umownym, jej obowiązki będą wynikały z ustawowej regulacji umowy sprzedaży, niż jeśli z ustawowej regulacji umowy o dzieło lub umowy zlecenia, albo nawet wszystkich trzech z nich na raz.

Prawnicy podpowiadają różne formuły i procedury zawierania przez firmę IT umowy lub umów w przypadku projektu przeprowadzanego w oparciu o metodę waterfall, które być może nie zawsze są w pełni przez te firmy stosowane. Co gorsza jednak, niektóre z tych porad okazują się nietrafne w świetle wyroku SN.

W szczególności zdaniem Sądu Najwyższego strony zawarły umowę mieszaną, przy czym dla klienta liczył się jej gospodarczy skutek w sensie wdrożenia dostosowanego do jego potrzeb oprogramowania. Zatem odstąpienie klienta miało skutek do całości relacji umownej i objęło zarówno prace wdrożeniowe, jak i przeniesienie standardowego oprogramowania. W efekcie cała uiszczona  przez klienta kwota podlegała zwrotowi.

Powstaje pytanie, czy temu rozumowaniu Sądu Najwyższego można by przeciwstawić – jak radzą niektórzy prawnicy – tekst konkretnej umowy, w której strony np. nakazywałyby do części jej postanowień stosować przepisy o umowie sprzedaży (przeniesienie programu za wynagrodzeniem), do innej umowy o dzieło (prace wdrożeniowe), a do innej umowy świadczenie usług (szkolenia). Tak samo można się zapytać, czy pomogłoby zawarcie trzech umów na trzech etapach projektu, każdej o odrębnej charakterystyce prawnej (czyli kolejno – sprzedaży – o dzieło – o świadczenie usług). Szczególnie to pierwsze wydaje się wątpliwe, ponieważ rozumowanie Sądu Najwyższego przełamuje wszelkie takie próby prawnego podzielania projektu.

Przypomnijmy, że zdaniem Sądu Najwyższego, jeśli gospodarczym sensem umowy było nabycie dostosowanego do potrzeb klienta oprogramowania, to nieosiągnięcie tego skutku uzasadnia odstąpienie od całości relacji umownej. Wykładnia SN istotnie zwiększa ryzyko gospodarcze firmy IT, a zmniejsza ryzyko klienta. Ta ocena – zastosowana do praktyki biznesowej firm IT – powinna wpłynąć albo na sposób zawierania umów, albo na stosowane stawki (większe ryzyko – wyższe stawki).

Przy tym należy jednak zauważyć, że pewną wadą tego wyroku Sądu Najwyższego jest nierozważenie zastosowania przepisów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych o umowie o stworzeniu utworu oraz o wypowiadaniu umów licencyjnych (por. np. wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie sygn. akt VI ACa 2064/15 z dnia 10 lipca 2017 r. dotyczący oprogramowania zamówionego przez ZUS o wielomilionowej wartości). Stało się tak być może m.in. dlatego, że (co jest zaskakujące) żadna ze stron sporu, ani też sądów rozpatrujących sprawę, nie wzięły pod uwagę tekstu ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, w której uregulowana jest umowa o stworzenie utworu, oraz która zawiera specyficzne reguły wypowiadania umów licencyjnych. Możliwe też, że w ten sposób znalazła wyraz tendencja do niestosowania przepisów ustawy o prawie autorskim do umów zawieranych w obrocie dwustronnie profesjonalnym, coraz wyraźniejsza w polskim orzecznictwie sądowym (por. wyrok SA w Warszawie z 19 lutego 2020 r. VII AGa 599/19 oraz wyrok SA we Wrocławiu z 28 sierpnia 2013 r., I ACa 796/13 dotyczące umów wdrożeniowych).

3. Czy można kwestionować omówiony wyrok SN i jakie z tego płyną wnioski?

Warto jeszcze na zakończenie rozważyć, w jaki sposób hipotetycznie można było zaklasyfikować zawartą przez strony umowę i czy w ogóle było możliwe osiągnięcie innego skutku niż ten, który został określony przez Sąd Najwyższy. Jeśli nie, to wzmocni to wnioski wynikające z zacytowanego orzeczenia, ponieważ nie będzie można spodziewać się zmiany zaprezentowanej w nim wykładni prawa w przyszłości.

Komentator tego orzeczenia SN, mec. Grzegorz Krzemiński, w pełni je zaaprobował, pochwalając szczególnie „przywrócenie kategorii umów mieszanych”. Jednocześnie skrytykował profesorów prawa, którzy „jedynie ze względów logicznych” wykluczyli tę kategorię z polskiej teorii prawa. Powstaje jednak pytanie, czy rzeczywiście ci profesorowi oceniliby inaczej stan faktyczny, niż Sąd Najwyższy.

W świetle ustaleń nauki prawa w odniesieniu do umów nazwanych, nienazwanych i mieszanych byłyby następujące możliwości.

A. Związek umów (prof. Zbigniew Radwański)

Uznanie (co mógłby zaproponować prof. Zbigniew Radwański) zawartej umowy za „związek umów (kompleks umów)”.

Byłaby to niejasna (m.zd.) kategoria, do której prof. Radwański zaliczył np. umowę o przewóz bagażu, czy umowę o świadczenie usług uzupełniającą umowę o pracę.

Niezależnie od zaakceptowania lub nie zaproponowanej przez prof. Radwańskiego kategorii, istotą „zespołu umów (kompleksu umów)” miała być wola stron oraz, to, że „uchylenie jednej umowy powoduje rozwiązanie drugiej” ponieważ łączy je „ekonomiczna jedność umowy”, o czym świadczy m.in. „spisanie w tym samym dokumencie”.

Zatem rozstrzygnięcie prof. Radwańskiego byłoby w przypadku omawianej umowy wdrożeniowej takie samo, jak Sądu Najwyższego. Odstąpienie, a zatem bezskuteczność, w odniesieniu do dostosowania oprogramowania do potrzeb klienta, pociągałaby za sobą bezskuteczność w odniesieniu do pozostałych elementów relacji umownej.

B. Umowa mieszana i zastosowanie do niej tzw. metody absorpcji, kombinacji lub analogii

Wbrew zdaniu glosatara prof. Bogusław Gawlik, na którego się powołuje, nie wykluczył umów mieszanych. Wykluczył jedynie pozostawanie przez nie w pewnej relacji do umów nazwanych i nienazwanych, w szczególności w relacji wynikającej z oparcia tego podziału na jednej podstawie podziału (fundamentum divisionis) oraz jego rozłączności.

Jednocześnie prof. Bogusław Gawlik wskazał, że umowa mieszana jak najbardziej byłaby możliwa, tyle, że jako podkategoria umowy nazwanej lub umowy nienazwanej. W omawianym przypadku umowy wdrożeniowej musiałby to być umowa mieszana jako kategoria umowy nienazwanej, ponieważ umowy nazwane mieszane prof. Bogusław Gawlik definiował jako wąską kategorię występującą wprost w k.c. (tj. umowę depozytu nieprawidłowego, umowę dostawy).

W odniesieniu do tak rozumianej umowy mieszanej (tj. nienazwanej mieszanej) istniałyby trzy możliwości stosowania przepisów (możliwości te są możliwościami „podręcznikowymi”, aczkolwiek ich szczegółowy charakter nie jest zawsze jednolicie ujmowany):

– metoda absorpcji,

– metoda kombinacji,

– metoda analogii.

Obaj profesorowie (zarówno Zbigniew Radwański, jak i Bogusław Gawlik) skrytykowali szczególnie metodę kombinacji polegającą na stosowaniu do konkretnej umowy zaklasyfikowanej jako umowa mieszana przepisów prawa państwowego regulujących różne umowy, w zależności mianowicie od tego, o jakiego rodzaju świadczenie chodzi (czyli do świadczenia takiego jak przeniesienie – o umowie sprzedaży, wdrożenie – umowie o dzieło, szkolenia – umowie zlecenia).

Jednocześnie jednak to właśnie jedynie metoda kombinacji mogłaby prowadzić do wniosku innego niż wniosek wyciągnięty przez Sąd Najwyższy (i była to ta metoda, do której, jak się wydaje, stale w postępowaniu sądowym odwoływała się firma IT, tzn. jej strategia procesowa zakładania przekonanie sądów, że do zawartej umowy i odstąpienia klienta należy stosować metodę kombinacji, i że zatem odstąpienie objęło jedynie część relacji umownej).

Metoda absorpcji – najchętniej „odruchowo” przyjmowana w praktyce przez sądy – prowadziłaby do „pochłonięcia” tej konkretnej umowy przez ustawowy model tej umowy nazwanej, który jest jej najbliższy.

Zatem do umowy zawierającej różne świadczenia i tak zastosowanie znalazłyby przepisy o jednym typie umowy – w tym wypadku nieuchronnie umowy o stworzenie utworu, ku której wyraźnie ciąży projektowanie waterfall’owe.

Skoro tak, to odstąpienie odnosiłoby się do wszystkich szczegółowych praw i obowiązków wynikłych z umowy, tj. zarówno do obowiązku wdrożenia i wynikłego z jego choćby częściowego wykonania wynagrodzenia, jak i obowiązku udzielenia licencji do oprogramowania.

Zastosowanie metody analogii nic by nie zmieniło, ponieważ po prostu przepisy umowy o stworzenie utworu stosowane byłyby analogicznie, a nie wprost, niemniej byłyby to  – w przeciwieństwie do metody kombinacji – przepisy jednej umowy nazwanej, tj. umowy o stworzenie utworu. Skutek musiałby być w zasadzie ten sam.

Jak z tego wynika nie tylko glosator, ale też krytykowani przez niego profesorowie, oceniliby stan faktyczny w sprawie w taki sposób, że skutek byłby taki sam, jak ten, który wyniknął z wyroku SN. Zatem można uznać to orzeczenie za potwierdzenie w zasadzie jednolitych głosów doktryny i to potwierdzenie zarówno przez sądy instancyjne, które jednolicie nie podzieliły argumentów firmy IT, jak i kasacyjny. Nie można w efekcie spodziewać się zmiany tej wykładni, szczególnie, że nie wydaje się, żeby (bardziej prawidłowe) uwzględnienie przez sądy przepisów ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych o umowie o stworzeniu utworu oraz o wypowiadaniu umów licencyjnych zmieniłoby w tym wypadku wyrok, ponieważ ich zastosowanie także prowadziłoby do wygaśnięcia licencji na niewykonaną część oprogramowania i braku prawa domagania się wynagrodzenia za tę część, a także do braku prawa domagania się wynagrodzenia za niewykonane prace wdrożeniowe . Zdecydowanie należy zatem rekomendować firmom IT wzięcie pod uwagę wniosków, które płyną z omówionego wyroku Sądu Najwyższgo w świetle także nowszego orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Warszawie w swojej praktyce biznesowej jako trwałego dorobku polskiego „prawa nowych technologii”.

***

Jak z tego wynika istnieją mocne argumenty prawne za wdrażaniem oprogramowania IT w oparciu o metodologię agile, która ciąży ku umowie zlecenia, a nie umowie o stworzenie utworu, ponieważ regulacja prawna tej pierwszej jest pod wieloma względami korzystniejsza dla firmy IT, niż tej drugiej.

Natomiast pozostając przy wdrożeniach typu waterfall firma IT stoi przed niezmiernie trudnym zadaniem takiego kształtowania swoich procesów biznesowych w zbiegu z procesami prawnymi tj. zawieraniem umów (jakie? kiedy? z jakimi specyficznymi postanowieniami? czy w ogóle jest możliwe przeprowadzenie projektu i utrzymanie relacji umownej w oparciu o w zasadzie niepowiązane ze sobą, oddzielne umowy), żeby uniknąć istotnego ryzyka, jakie zostało na nią nałożone przez system prawny.